R e k l a m a

"Pod mocnym aniołem" – film

Pajęczno Forum Forum mieszkańców powiatu pajęczańskiego "Pod mocnym aniołem" – film

Przeglądajasz 3 wpisy - od 1 do 3 (z 3)
  • Autor
    Wpisy
  • #2226 Reply
    qwe
    Gość

    Byłem wczoraj w Działoszynie na filmie w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego pt. „Pod mocnym aniołem”.

    Film jest dość słaby, według mnie totalnie zmarnowano potencjał na dobrą, szokującą historię. Na stopklatka znalazłem moim zdaniem najlepszą recenzję tego filmu, autorstwa pewnego użytkownika, w pełni oddającą odczucia jakie można mieć po obejrzeniu filmu:

    „Dzielę się spostrzeżeniami tuż po ogólnopolskiej premierze.

    Niestety, nowy film Smarzowskiego jest beznadziejny. Beznadziejny z uwagi na przesłanie i beznadziejny, jako dzieło.
    Jak dotąd można było nie lubić filmów Smarzowskiego np. za brutalizm i naturalizm, ale „Wesele”, „Dom zły” czy „Drogówka” to bardzo dobre filmy pod względem artystycznym; mamy tam świetnie opowiedziane historie, znakomity montaż, często wybitne aktorstwo.
    W „Pod Mocnym aniołem” reżyser bazuje na swojej obsesji rozumienia picia alkoholu, jako wyłącznie ostatecznego upodlenia człowieka, tylko tyle, że tym razem picie
    to temat podstawowy filmu, a właściwie nie picie tylko alkohol sam w sobie. Tak, Smarzowski zrobił film nie o piciu tylko o substancji C2H5OH. Ludzie w jego filmie się nie liczą, są bezwolnymi, zaplutymi, zarzyganymi, zas… ymi kukiełkami w szponach wódy, nie, wcale nie przesadzam; wymiotowanie gdzie popadnie – także na ołtarzu podczas Pasterki w kościele – (Braciak, jako ksiądz), defekacja w łóżku i na przystanku, oddawanie moczu przez nogawkę itp. to obrazki,
    którymi Smarzowski raczy nas co parę minut. Chciał być naturalistyczny, a stał się turpistyczny i odrażający; jego obraz pokazuje ohydę picia, jako ostatecznego ubabrania się w brudzie (dosłownym). I co otrzymujemy? Otóż film przeładowany takimi efektami i zmontowany „po smarzowsku” jednak dłuży się niemiłosiernie, po pól godzinie miałem wrażenie, że siedzę w kinie o wiele dłużej i nabrałem ochoty żeby wyjść.

    Cały czas miałem wrażenie dystansu wobec filmu. Miotanie się głównego bohatera i ludzi go otaczających nic mnie nie obchodziło; a powinno, bo temat mocny (jak, nomen omen, tytułowy Anioł). Co najgorsze, właściwie już po 15 minutach wiedziałem, że tym razem Smarzowski mnie nie kupił. Nie mogłem uwierzyć w postacie na ekranie i tak zostało już do końca; trudno mówić też o współczuciu dla głównego bohatera, czy innych postaci, bo przy przyjętym sposobie montażu (wymieszanie czasu i przestrzeni) być może dostajemy obraz „z głowy” alkoholika, ale nie udało się utrzymać konsekwentnie jakiejś spójnej narracji, która przytrzymałaby naszą uwagę. Ma się raczej wrażenie, że to jeden wielki film oświatowo – antyalkoholowy pocięty na milion ujęć, z których każde tak podobało się reżyserowi, że nie mógł z niczego zrezygnować. W konsekwencji takiego zabiegu w zasadzie żaden aktor (a było tych znanych aktorów sporo) nie był w stanie stworzyć jakiejś spójnej, sensownej kreacji. Więckiewicz, w roli głównej, jest przede wszystkim Więckiewiczem, a nie głównym bohaterem – Jerzym.

    Aż przypomina się lekcja polskiego z „Ferdydurke”, powinno wzruszać, a nie wzrusza. Na specjalne wyróżnienie zasługuje moim zdaniem Andrzej Grabowski, któremu jakimś cudem
    Smarzowski pozwolił pograć i nie „poszatkował” go zanadto. Grabowski w podwójnej roli lekarza wypada świetnie i wiarygodnie.

    Pamiętacie „Żółty szalik”? (też wg Pilcha); w tym skromnym filmie telewizyjnym postać głównego bohatera (Gajos) jest znacznie bardziej przejmująca i wiarygodna w swoim uzależnieniu niż wszyscy nieustannie wydzielający ekskrementy i rozmaite płyny fizjologiczne bohaterowie Smarzowskiego, walący się mordą na chodnik. Jak to się stało, że oglądając inne filmy Smarzowskiego widz wierzył, że bohaterowie piją wódkę, a oglądając „Pod mocnym aniołem”, cały czas mamy wrażenie, że to woda. „Pod mocnym aniołem” to film, w którym, reżyser się zatracił (tak jak postacie filmu w wódzie). Smarzowski Zatracił się w swojej widocznej we wszystkich filmach obsesji (anty?)alkoholowej, zatracił się w swoim, dotąd działającym bezbłędnie, języku
    filmowym (specyficzny montaż, zdjęcia i ujęcia z ręki, muzyka M. Trzaski), a człowiek zatracony przestaje rozumować z zimną konsekwencją, której dotąd Smarzowskiemu nie brakowało. Można odnieść wrażenie, że Smarzowski zachłysnął się oparami, ale nie alkoholu, tylko oparami sławy i za bardzo uwierzył w „smarzowskie” kino.

    Nowy obraz Smarzowskiego to kino słabe i, co dla tego reżysera nietypowe, dystansujące widza zarówno od postaci jak i całej historii, także w dużej mierze za sprawą fizjologicznej ohydy ziejącej z ekranu. Może po prostu Smarzowski zabrnął za daleko w gmeraniu w mrocznych stanach świadomości, dodajmy – własnej świadomości i zwyczajnie się pogubił. No cóż, „Salo” Passoliniego już było. Myślę, że warto odradzić Smarzowskiemu branie udziału w wyścigu szokowania widza perwersyjnym naturalizmem.

    Konkludując, alkoholicy na film nie pójdą, bo są zajęci piciem. Pozostali widzowie (pijący umiarkowanie albo w ogóle) wzruszą ramionami, bo nie otrzymali ciekawie opowiedzianej historii człowieka, ale zmęczeni zaserwowaną im sieczką obrazów powtórzą za Maklakiewiczem, że „aż chce się wyjść z kina”. Szkoda. „

    #2302 Reply
    jarzyna
    Gość

    QWE bo pewnie nie rozumiesz jego geniuszu 🙂
    Tak na serio to Smarzowski skończył się na „Weselu”, które było co najwyżej średnie. Niestety dobrego Polskiego filmu już dawno nie widziałem 🙁

    #2305 Reply
    drogowka
    Gość

    Smarzowski demaskuje wiele polskich demonów (zaściankowość, chciwość, problemy z alkoholem, pieniactwo, mizantropie, czy wszelkie mundurowe niedostatki) – jego głos w polskiej kinematografii jest niewygodny, ale bardzo ważny. Jego filmy celowo ociężają i przymulają widza jak większość ww. wymienionych problemów polską rzeczywistość.

Przeglądajasz 3 wpisy - od 1 do 3 (z 3)
Odpowiedz do: "Pod mocnym aniołem" – film
Twoje informacje